poniedziałek, 26 stycznia 2015

Kate Millet ,,Teoria polityki płciowej"

 Założenia Kate Millet - wciąż aktualne?


Kate Millet w ,, Teorii polityki płciowej" stwierdziła, że najbardziej rozpowszechnioną ideologią jest zasada dominacji płciowej. W swoim tekście porusza takie tematy jak społeczeństwo patriarchalne, wpływ religii na umacnianie struktury patriarchalnej, sytuacja ekonomiczna kobiet i kulturowe różnice pomiędzy kobietą a mężczyzną.
Dla autorki eseju jest oczywiste, że główną instytucją patriarchatu jest rodzina, a kobiety pomimo swobód obywatelskich nadal są prawnie urzeczowione przez małżeństwo, gdzie podporządkowują się mężowi chociażby poprzez przyjęcie jego nazwiska. Opisuje rodzinę jako narzędzie i podwalinę patriarchatu; rodzina, jako że reprezentuje społeczeństwo, nakłania swoich członków do przystosowania się i uległości. O roli kobiet mówi tak: ,,nawet w tych społeczeństwach, gdzie przyznano kobietom oficjalne prawa obywatelskie, steruje się nimi niemal wyłącznie poprzez rodzinę, a ich formalne stosunki z państwem są znikome lub żadne".  Istnieje zatem powszechne usankcjonowanie przesądu o męskiej wyższości. Początków takiego układu społecznego  Kate Millet doszukuje się w religii, która zdyskredytowała bądź wyeliminowała boginie, zastąpiła je Bogiem lub męskimi bóstwami i skonstruowała teologię służącą przede wszystkim do utrzymania i uprawomocnienia struktury patriarchalnej.
Opisuje konflikt pomiędzy kobietą pracującą a panią domu, biorąc pod uwagę poczucie bezpieczeństwa, prestiż, poczucie wolności i możliwość szerokiego kontaktu ze światem. Część tych rzeczy posiada kobieta jako pani domu, a część kobieta pracująca. Stawiając się w jednej roli, automatycznie traci możliwość wszechstronnego życia. Mężczyzna zaś ma możliwość prestiżu, budowania społecznej pozycji, wszechstronnego rozwoju i w dodatku poczucia bezpieczeństwa, które zapewnia rodzina. Ekonomiczna niezależność matek jest w społeczeństwie bardzo źle widziana, do tego stopnia, że instytucje normotwórcze (takie jak psychologia, reklama czy religia) zniechęcają do ich zatrudniania.
 Warto jednak pamiętać, że esej ,, Teoria polityki płciowej" ukazał się w roku 1970. Od tego czasu zmieniła się kultura i normy społeczne. Dlatego czytając dzisiaj tekst Millet, należy odnieść się do współczesnych realiów i zweryfikować niektóre z poglądów.

1. Ideologia
Formowanie ludzkiej osobowości w oparciu o stereotypowe wzorce - cechy przypisywane mężczyźnie to: agresja, inteligencja, siła, efektywność, u kobiet zaś pasywność, ignorancja, cnotliwość i nieudolność. Millet przedstawia kobietę jako zajmującą się domem i opieką nad dziećmi, bez ambicji i pasji. Ograniczoną przez rodzinę i narzuconą rolę matki i żony. Czy patrząc na dzisiejsze społeczeństwo, można się z tym zgodzić? Cytując wypowiedź z listu pani Joanny ( Wysokie Obcasy, 17.01.2015): ,, Mam dwie córki: jedna skończyła pięć lat, a druga dwa miesiące. Podjęłam ryzykowną decyzję, aby pozostać w domu przez rok. Teraz jestem przede wszystkim matką; matką feministką. Mam ogromne szczęście, bo świadomie decydując się na dzieci w wieku późniejszym niż statystyczna Polka, mam w pewien sposób poukładane życie zawodowe i zdobyte (niezłe) doświadczenie. Nie patrzę w przyszłość z paniką, jedynie z lekkim niepokojem. Szukam żłobka, pytanie, co bym zrobiła, gdybym nie była w stanie zarobić funduszów potrzebnych na zapewnienie dziecku opieki. Rodzice dobrze wiedzą, jakie szczęście trzeba mieć, by dostać się do krakowskiego (publicznego) przedszkola! Teraz żartuję, że na emeryturze zostanę politykiem, żeby walczyć o podstawowe rozwiązania umożliwiające kobietom łączenie macierzyństwa z praca zawodową (porównajmy wydatki krakowskie na ochronę meczów z wydatkami na inne potrzeby jego mieszkańców)". Oczywiście, nie można oceniać wszystkich współczesnych kobiet przez pryzmat jednej wypowiedzi; postać człowieka kształtuje środowisko, w jakim się wychowuje, poglądy przekazywane przez rodzinę i otoczenie. Jednak pani Joanna nie wydaje się być pasywną ignorantką bez ambicji, wręcz przeciwnie -  z jej wypowiedzi można wywnioskować, że jest świadoma warunków ekonomicznych w Polsce, obowiązków wiążących się z posiadaniem dzieci i walczy z trudnościami. Na pewno dziś kobiety mają większe możliwości do bycia niezależną ekonomicznie, jednak faktem jest, że wciąż są dyskryminowane ze względu na macierzyństwo, samą chęć wychowywania dzieci. Jest to naprawdę poważny problem, jednak patrząc na przestrzeni lat ludzie stają się tego bardziej świadomi i dążą do zmiany sytuacji.

  2. Biologia i socjologia
 Kate Millet pisze, że : ,,Patriarchalna religia, myślenie potoczne zakłada że rozróżnienia psychospołeczne wynikają z biologicznej odmienności obu płci: kultura, kształtując nasze zachowania, miałaby nie wykraczać poza współpracę z naturą. Nie wydaje się jednak, by wytworzone przez patriarchat różnice usposobienia (...) wyrastać miały bezpośrednio z ludzkiej natury", i dalej: ,, w rozwoju poczucia identyfikacji z własną płcią kryje się zawsze suma wyobrażeń rodziców, rówieśników i kultury o właściwym dla danej płci (...) zainteresowaniach, statusie, wartościach". Można uznać, że tym temacie spostrzeżenia Kate Millet są nadal trafne. Jako przykład do cytatu drugiego można podać choćby podział zabawek czy ubranek (już nawet dla najmłodszych dzieci) na osobne dla chłopca, osobne dla dziewczynki. Dotyczy to nawet książek - tutaj jaskrawo widać, jak wyobrażenia kulturowe wpływają na wychowywanie dzieci. Istnieją oczywiście ,,zwykłe" (w tym kontekście) zabawki, jednak ich jednolitość jest często podkreślana- jako coś ważnego, nowego.
Model patriarchalnej rodziny również ulega zmianie. Pokazują to badania ,,Wysokich Obcasów" i SWPS dotyczące opieki nad dziećmi.W badaniu Joanny Roszak przeprowadzonym w 2014 roku zadano dwa identyczne jak w 1999 pytania, dotyczące kwestii wyłączności opieki matki nad dzieckiem po rozwodzie, a także przyczyn tego, że kobiety lepiej niż mężczyźni nadają się do opieki nad potomstwem. W 1999 roku przekonanych o słuszności pozostawienia opieki nad dzieckiem matce było aż 66% kobiet i 49% mężczyzn. Po 15 latach można zaobserwować spadek takich twierdzeń. Można  też zauważyć, że stosunkowo dużo kobiet i mężczyzn zgadza się z tym, że to instynkt predysponuje kobiety do opieki nad dziećmi - wartości oscylują w okolicy 40%. Jednak stanowi to znaczący spadek w porównaniu z 1999, gdzie zgodziło się z tym stwierdzeniem 62% kobiet i 61% mężczyzn. Ciekawe jest również to, że w 2014 roku na twierdzenie: ,,kobiety lepiej niż mężczyźni nadają sie do opieki nad dziećmi, ponieważ" pojawiła się odpowiedź: ,,nie zgadzam się z tą opinią", którą uznało 31,7% badanych mężczyzn i 42,5% kobiet.

(www.wysokieobcasy.pl)

Kate Millet w ,,Teorii polityki płciowej" zawarła główne problemy kulturowe społeczeństw. Jej założenia na pewno mogą być znaczące dla badań społecznych, również współczesnych. Dobrze jest więc widzieć, że z upływem czasu myślenie społeczne i role kulturowe przypisywane obydwu płciom zmieniają się.

niedziela, 18 stycznia 2015

Violetta...Violetta everywhere

        Medializacja rzeczy. Proces towarzyszący nam na co dzień. Przyzwyczajamy się do niego coraz bardziej, więc coraz mniej go dostrzegamy. Dziś wydaje nam się czymś naturalnym, że gdy powstaje, dajmy na to, film, który odniesie sukces, za nim powstaje łańcuszek gadżetów, czasopism, fanartów. Jest to proces ściśle związany z pojęciem globalnego przemysłu kulturowego, który opisali w swej książce Scott Lash i Celia Lury. Globalny przemysł kulturowy jest w niej zapisany poniekąd jako przeciwieństwo przemysłu kulturowego, pojęcia wymyślonego w latach 40-tych ubiegłego wieku przez Maxa Horkheimera i Theodora Adorno. Jako, że czasy się zmieniają, świat idzie do przodu, można by stwierdzić, że globalny przemysł kulturowy jest unowocześnieniem przedawnionej już teorii przemysłu kulturowego.
         Aby zobrazować proces medializacji rzeczy, wezmę za przykład bardzo popularny ostatnimi czasy, Disneyowski serial "Violetta". Powstał on w Argentynie, jak większość typowych oper mydlanych, które oglądały nasze mamy i babcie. Opowiada on historię nastolatki, która odkrywa w sobie niesamowity talent do śpiewu, odziedziczony po zmarłej w wypadku matce. Ojciec robi wszystko, aby Violetta nie rozwijała swej pasji, gdyż nie chce, aby skończyła ona jak jego żona. Można by pomyśleć - typowy serial dla nastolatek, jednak jest w nim coś, co przykuło uwagę milionów widzów na całym świecie.
         Nagle, w przerażająco szybkim tempie (serial powstał w 2012r.), rozpoczęła się era "Violettonatorek". Dziewczynki chcą być jak główna bohaterka serialu, utożsamiają się z nią, zaczyna się proces medializacji tego serialu. Producenci odnosząc niesamowity sukces, wyszukują nowych pomysłów, aby o serialu jeszcze długi czas nie zapominano. Kreują oni markę Violetty, pod której szyldem tworzą się na pościele, plecaki, długopisy, ubrania, lalki, mikrofony, gry, karty... wszystko, co możliwe. 









Mamy tu do czynienia z podstawową różnicą między przemysłem kulturowym a globalnym przemysłem kulturowym - towar a marka. Wszyscy, którzy są odpowiedzialni za produkcję rzeczy z logiem Violetty wiedzą, że jest to marka, której nie da się zastąpić, tak jak w przypadku zastępowalnych towarów przemysłu kulturowego. Nie liczy się tu ilość wypuszczonych produktów, ale jakość - można wypuścić parę ekskluzywnych egzemplarzy płyt ze wszystkimi odcinkami Violetty oraz wywiadami z aktorami, a one i tak się sprzedadzą.
Na półki sklepowe nie trafiają tylko i wyłącznie artykuły szkolne z Violetty, ale wszelkie, zróżnicowane przedmioty codziennego, i  nie tylko, użytku - tu mamy do czynienia z faktem, że w przemyśle kulturowym, ważna była tożsamość i jednoznaczność produktów, zaś w globalnym przemyśle kulturowym, tak jak w przypadku Violetty,  chodzi o różnice.
Sytuacja, w której mamy do wyboru całą paletę produktów z Violetty, w której wchodzimy do sklepu i widzimy same pudełka śniadaniowe, ale każde z inną postacią z serialu, wiąże się z pojęciem fordyzmu i postfordyzmu. Fordyzm zakładał wieloseryjną, masową produkcję (np. jeden model auta w jednym kolorze), zaś postfordyzm, z którym mamy do czynienia w przypadku omawianego serialu, to  system produkcji,  który cechuje się elastyczną specjalizacją, w której łatwo jest uzyskać zróżnicowanie produktu. W końcu jaka dziewczynka byłaby zadowolona, gdyby każda z jej koleżanek z klasy miała ten sam plecak, co ona?          
                Szał na "Violettę" nie skończył się na produktach materialnych - zaczęto otwierać więcej szkół językowych o profilu hiszpańskim, gdyż nagle wzrosła popularność na ten język. Każda dziewczynka chce mówić i śpiewać w języku swojej idolki. Produkcja na tym nie poprzestała - Disney zaczął wydawać koncerty, w których piosenki i układy taneczne z serialu, przełożone są na prawdziwą scenę, na której śpiewają serialowi aktorzy. W Polsce, w 2015r., przewidziane są aż trzy koncerty "Violetty Live". Dlaczego tyle? Otóż bilety na pierwsze dwa koncerty wyprzedały się w dzień ich wystawienia, przy czym warto zaznaczyć, że najdroższe kosztowały prawie 2000zł i zawierały w sobie pakiet "Meet&Greet" , czyli spotkanie z gwiazdami za kulisami. Przemysł kulturowy zakładał urzeczowienie kultury, tutaj sprawa ma się zupełnie na odwrót. Mamy tu do czynienia z unieważnieniem różnicy między materią a ideą. To jest tylko serial, czy już rzeczywistość? Kto wie.

zadrożna d.

niedziela, 14 grudnia 2014

Soft porno dla (i nie tylko) mamusiek

          Telewizja i media w największym stopniu są w stanie kształtować światopogląd człowieka XXI w. Niewielu ludzi ma świadomość takiego stanu rzeczy. Nie wiadomo co w zasadzie jest gorsze: życie w niewiedzy czy zapoznanie się z problemem. John Fiske w książce Zrozumieć kulturę popularną w rozdziale Przyjemności twórcze pisze o tym w jaki sposób teksty popkultury wpływają na człowieka oraz jak to się dzieje, że dają mu przyjemność. Roland Barthes stworzył jouissance (przyjemność wysoka), zaś Fiske skupił się na przyjemności codziennej związanej z popkulturą zwaną plaisir.
          Chciałabym zobrazować teorię Fiske'a na przykładzie kontrowersyjnej książki 50 twarzy Greya. Lektura jest skierowana przede wszystkim do kobiet młodych jak i dojrzałych. Niestety mój romans z książką nie należał do udanych  i nie byłam w stanie przeczytać całej trylogii ponieważ tekst charakteryzują nudne dialogi i brak jakiejkolwiek estetyki. Jednak patrząc przez pryzmat zachowania mojej mamy jestem w stanie ukazać wpływ tego popkulturowego zjawiska jakim jest Greyomania  na społeczność kobiet w wieku ok 40 lat. 50 twarzy opowiada historię znajomości Anastasi Steel i Christiana Greya przeradzającą się w płomienne, przesiąknięte seksem uczucie. Nie bez przyczyny w znanej księgarni 50 twarzy Greya znalazły się na półce poradników rodzinnych. Przez trzy tomy czterdziestoletnia czytelniczka zżywa się z bohaterką, jest zła z powodu jej wyborów lub jej współczuje.


       John Fiske wyróżnia dwa znaczenia, które mają za zadanie sprawić odbiorcom  dzieła popkulturowego przyjemność. Znaczenia adekwatne, mają na celu obejmować siłę dominacji i oporu. Siłę dominacji przedstawia postać Christiana, mężczyzna jest typowym samcem alfą- zaborczy i rzeczowy. Opór wynikać może w jego stosunku do kobiet; Pan- bo tak każe do siebie mówić, traktuje kobiety jak towar na półce. Zachowanie Christiana można więc uznać za seksistowskie. Wspomniany seksizm wprowadza ze sobą znaczenia funkcjonalne, mimo tego że książka erotyczna jest fikcją w tym wypadku pokazuje skrawek prawdy. W życiu codziennym kobiety stykają się z chamstwem i brakiem szacunku, dzięki temu wątkowi niektóre czytelniczki mogą się utożsamiać z główną bohaterką.
          Patrząc na moją mamę i inne odbiorczynie dostrzegam, to że kobiety czytają 50 twarzy Greya na wielu płaszczyznach, wg Fiske'a przedstawione przeze mnie czytelniczki zawierają więc z tekstem kilka sojuszów. Wspomniane sojusze ulegają zmianie, która zależy od danego skupienia uwagi. Ja studiuję kulturoznawstwo więc interesuję się odbiorem książki przez społeczeństwo; obserwowałam moją mamę, która czekała z wypiekami na twarzy na premierę ostatniej części trylogii Pięćdziesięciu odcieni. Z mojej strony wynika sojusz akademicki ponieważ patrzę na moją rodzicielkę oraz inne kobiety, zastanawiam się nad fenomenem 50 twarzy itp. Nie twierdze, że jakaś część bezpośrednich odbiorczyń  również  nie rozmyśla o tej książce z dystansem. 
      Z drugiej strony sama jestem kobietą dlatego w jakimś stopniu rozumiem potrzebę literatury erotycznej na żeńskich półkach- jest to przykład sojuszu związanego z tzw. oglądaniem od wewnątrz. 
      Ostatni sojusz polega na swoistym utożsamieniu się z bohaterami, a w tym wypadku z bohaterką. I tu świetnym przykładem są owe czterdziestolatki, które z niedowierzaniem i ciekawością śledzą perypetie Anastasi. Przemysł ubraniowy szybko się zorientował, że trylogia owładnęła kobiecymi umysłami, w związku z czym  na swojej stronie umieścił body dziecięce inspirowane erotyczną książką. 

www.etsy.com

         Od czasu premiery bestseller jest obecny w mediach, wpływ na to ma również film, który niedługo ukaże się w kinach. Tekst 50 twarzy Greya może dawać przyjemność wynikającą z tworzenia znaczeń funkcjonalnych i adekwatnych oraz sojuszy społecznych, które są nieodłącznym składnikiem odbioru popkultury poprzez Fiske'a.

E.Nowatcińska


sobota, 6 grudnia 2014

Wyśpiewać wspólnotę

W dziele zatytułowanym Wspólnoty wyobrażone Benedict Anderson dokonuje demaskacji pojęcia narodowości, udowadniając czytelnikowi kulturowy wymiar tego, co dotychczas traktowane było jak zupełnie naturalne i niepodlegające modyfikacjom. Mimo iż swoją argumentację buduje on głównie na przykładach obydwu Ameryk, dynastii Habsburskiej, Turcji czy Związku Radzieckiego, postaram się udowodnić, że Polska nie stanowi wcale wyjątku i z powodzeniem postrzegać ją można w opisanych przez niego kategoriach.

Naród jako wspólnota wyobrażona

            Zdaniem Andersona dwa główne systemy poprzedzające samą narodowość to wspólnota religijna (wytwarzająca się m.in. dzięki wertykalnemu pojmowaniu czasu) i monarchia dynastyczna (granice poddaństwa zamiast granic w rozumieniu fizycznym). Autor definiuje naród jako „wyobrażoną wspólnotę polityczną, wyobrażoną jako nieuchronnie ograniczoną i suwerenną”[i].
  • ·    wyobrażona jest z uwagi na fakt nieistnienia realnej szansy poznania osobiście wszystkich jej członków
  • ·     ograniczona, ponieważ – bez względu na liczebność – zajmuje skończony obszar
  • ·    korzeni jej suwerenności szukać należy w ideałach Oświecenia i Reformacji, wykluczających hierarchiczność monarchii dynastycznych, postulujących oddanie władzy w ręce ludu
  • ·    i wreszcie – wspólnotę stanowi ze względu na poziomy układ solidarności, akceptowany mimo niemożliwych do uniknięcia nierówności społecznych.

Czy można jednak współcześnie odnieść przedstawioną przez niego teorię do kraju, w którym żyjemy?  

Polska jako wspólnota wyobrażona

            Nie wiadomo, czy proces twórczy Sławomira Świerzyńskiego poprzedziła lektura opublikowanych kilka lat wcześniej Wspólnot wyobrażonych. Wiadomo za to, że prześledzenie pozornie błahego tekstu jednego ze szlagierów zespołu Bayer full owocuje zidentyfikowaniem w nim śladów wytwarzania narodowości w sensie, w jakim pisał o niej Anderson.

A rano kiedy słońce jeszcze śpi
To wtedy zaśpiewamy ja i ty
Bo wszyscy Polacy, to jedna rodzina
Starszy czy młodszy, chłopak czy dziewczyna[ii]
I dalej:
A kiedy z Polski wyjechałeś gdzieś
To nawet po latach my rozpoznamy się

Bo wszyscy Polacy, to jedna rodzina
Starszy czy młodszy, chłopak czy dziewczyna[iii]

Już sam tytuł, „Wszyscy Polacy”, automatycznie zapewne uzupełniany przez każdego w myślach o dalszy człon „…to jedna rodzina”, dowodzi wykorzystywania mitu wspólnoty w rozmaitych dziedzinach życia, także w sferze muzyki disco-polo. Co więcej, piosenka obfituje w bezpośrednie zwroty do jej adresatów – Polaków, przepełniając ich nie tylko optymizmem czy beztroską, ale także, czego zapewne niewielu jest świadomych, konstruując obraz Polaków zjednoczonych, tolerancyjnych, zaprzyjaźnionych, związanych ze sobą tak silnie, że nawet rozłąka (w znaczeniu: emigracja) nie będzie w stanie sprawić, iż nie rozpoznają siebie nawzajem. Można byłoby więc, z przymrużeniem oka, pokusić się o stwierdzenie, że Świerzyński przeciwstawia wspólnotę Polaków wspólnotom Andersona, nobilituje ją – wszyscy Polacy znają się osobiście (wbrew aspektowi wyobrażenia), w dodatku ich zażyłość odporna jest na wszelkie zewnętrzne czynniki i obowiązuje bez względu na aktualne miejsce pobytu: skoro Polak Polaka wszędzie rozpozna, to i wielka polska rodzina nie zna granic (wbrew zasadzie ograniczoności).
            Drugi z przykładów także stanowi piosenka. Postanowiłam przytoczyć jej tekst ze względu na fakt, że grono odbiorców to w tym przypadku zwykle dzieci w wieku przedszkolnym lub wczesnoszkolnym. Jak przekonuje Majka Jeżowska:

Wszystkie dzieci nasze są:
Basia, Michael, Małgosia, John

(…)
Wszystkie dzieci nasze są:
Borys, Wojtek, Marysia, Tom,
niech małe sny spełnią się dziś
wyśpiewaj marzenia, a świat
będzie nasz!
[iv]
I dalej:
Nie jesteś sam,
nasza piosenka ciągnie za rękaw,
podaj mi dłoń i z nami stań
nie ma dziś granic nasz dom
[v]

Skoro autorem tekstu jest Jacek Cygan, skoro słowa są polskie i skoro śpiewania ich w rytm melodii uczy się w polskich szkołach i przedszkolach, usprawiedliwionym wydaje mi się punkt wyjścia zakładający, iż przestrzenią, w której rozgrywa się cała ta idylla jest Polska właśnie. Naszewszystkie dzieci, a nasz dom – znów! – nie ma granic. Za dom uznać można kraj, owych „nas” za… wspólnotę właśnie. Trzymającą się za ręce i – co ważne – razem zdobywającą świat. Ponownie mamy do czynienia z wytwarzaniem i roztaczaniem wizji kraju nad Wisłą jako jednej, wielkiej rodziny pozostającej ze sobą w bliskich relacjach; jako miejsca po brzegi przepełnionego wzajemną tolerancją. Polska Basia obok zagranicznego Michaela, Małgosia obok Johna – dla dorosłego odbiorcy brzmi to jak kosmopolityczna harmonia narodowości i ras (choć o nich wprost nie ma mowy). Po prostu nierealnie.

            Założenia Andersona nie są, bynajmniej, uwięzione w sztywnych ramach jego teorii, przeciwnie – towarzyszą nam, Polakom, w miejscach, w których najmniej, o ile w ogóle, byśmy się ich spodziewali: na festynach, w dyskotekach czy przedszkolach. Pojawiają się na naszej drodze już w okresie dzieciństwa i nie opuszczają z biegiem lat. Popularyzowane choćby poprzez muzykę, powszednieją na tyle, że na co dzień nie poddajemy ich analizie. A kiedy już to zrobimy, okazują się świetnie wpisywać w pewne współczesne dyskursy.


Aleksandra Kumala




[i] Benedict Anderson, Wspólnoty wyobrażone, Wydawnictwo Znak, Kraków 1997, s.19.
[ii] Bayer full, Wszyscy Polacy, sł. Sławomir Świerzyński.
[iii] Ibidem.
[iv] Majka Jeżowska, Wszystkie dzieci nasze są, sł. Jacek Cygan.
[v] Ibidem.

niedziela, 30 listopada 2014

Orient wciąż żywy


W swej prawdopodobnie najważniejszej książce Edward Said – amerykański teoretyk literatury pochodzenia palestyńskiego, urodzony w Jerozolimie i dorastający w brytyjskich koloniach, sam siebie określający jako „człowiek Orientu” – analizuje pojęcie „orientalizmu” jako rodzaju dyskursu, sposobu postrzegania, opisywania, a także wytwarzania Wschodu przez Zachód. Said wskazał trzy różne sposoby rozumienia orientalizmu: orientalizm akademicki, a więc ogół nauk zajmujących się Wschodem; orientalizm jako styl myślenia oparty na ontologicznym i epistemologicznym rozróżnieniu między Wschodem i Zachodem i wreszcie orientalizm jako zachodni sposób dominacji, posiadania władzy nad Wschodem. Wykreowany jako jednolita całość Orient służy Zachodowi do budowania własnej tożsamości w oparciu o poczucie odmienności i co za tym idzie wyższości wobec Innych. 

Upadek francuskiej i brytyjskiej kolonialnej dominacji nad Orientem, a także osłabienie roli Stanów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie nie oznaczały końca orientalizmu w zachodniej kulturze. Jako przykład współczesnego dzieła opartego na orientalistycznej dychotomii Wschód-Zachód można wskazać film „Operacja Argo” z 2012 roku w reżyserii Bena Afflecka. 

Film opowiada o autentycznej operacji wywiadowczej mającej na celu uratowanie 6 Amerykanów, którym udało się opuścić ambasadę USA w Teheranie zajętą 4 listopada 1979 roku przez irańskich studentów żądających od Stanów Zjednoczonych wydania obalonego szacha Mohammeda Rezy Pahlawiego. Wymyślona przez agenta CIA Antonio Mendeza akcja polegała na wywiezieniu pracowników ambasady jako członków kanadyjskiej ekipy filmowej, przybyłej do Iranu w poszukiwaniu plenerów do filmu science fiction. 

Said w swoim tekście zwraca uwagę na polityczność wiedzy – przy analizie tekstów dotyczących Orientu nie można pomijać wpływu (choćby podświadomego) jaki na autorów ma sam fakt bycia przedstawicielem Zachodu. W kontekście filmu „Operacja Argo” warto mieć na uwadze, że od czasu przedstawionych w filmie wydarzeń relacje amerykańsko-irańskie są napięte, zaś w XXI wieku Iran został zaliczony przez USA do tzw. „Osi zła”. 

Orient w „Operacji Argo” to, posługując się cytatem z filmu (słowami pracownika Ministerstwa Kultury i Orientacji Islamskiej), nie „orientalna egzotyka, zaklinacze węży, latające dywany”. Orient przybiera formę irracjonalnego, dzikiego i – co istotne – antyzachodniego tłumu. 

Irańczycy są przedstawiani w filmie najczęściej jako agresywny tłum skandujący niezrozumiałe hasła (nie zostały one przetłumaczone), wymachujący pięściami, palący amerykańskie flagi. Nawet w scenach, w których pojawiają się bardziej zindywidualizowane postaci, bardzo często albo nie słyszymy ich słów, albo nie są one tłumaczone. Orient przedstawiony jest więc jako homogeniczna masa – brak w filmie miejsca na jakiekolwiek indywidualne, odmienne postawy. Dzikość i wrogość irańskiego tłumu kontrastuje z zachowaniem Amerykanów – pracownica ambasady z godnością reaguje na szarpnięcia i zawiązywanie oczu, główni bohaterowie zachowują spokój, gdy samochodem przedzierają się przez skandujący tłum uderzający w szyby i dach pojazdu, a następnie próbują łagodzić irracjonalne zachowania Irańczyka na Bazarze – oczywiście w otoczeniu irańskiego tłumu gęstniejącego z sekundy na sekundę. 

Warto podkreślić, że inaczej przedstawiona jest reakcja amerykańskiego „tłumu” na sytuację w Iranie, którą zaprezentowano za pomocą fragmentów archiwalnych nagrań telewizyjnych. W filmie przedstawiono kilkusekundowe ujęcie gdy grupa kilku Amerykanów (określonych jako „wściekły tłum”) atakuje spotkanego na ulicy Irańczyka – scena ta, co prawda obrazująca przemoc fizyczną, nie dorównuje „agresywności” przedstawień irańskiej masy. W kolejnych ujęciach słyszymy natomiast wypowiedzi zwykłych mieszkańców Stanów Zjednoczonych, oceniających zaistniały kryzys, wyrażających nastroje społeczeństwa. Film opowiada historię widzianą oczami Amerykanów, natomiast Irańczycy nie mają w nim głosu. Orient tworzony jest przez Zachód, bez udziału Wschodu.

Orient w „Operacji Argo” wytwarzany jest z pozycji wyższości, co szczególnie widoczne jest w fikcyjnych perypetiach bohaterów na lotnisku. Po stronie Orientu mamy bowiem małe dzieci składające ze ścinek fotografie brakujących dyplomatów i rewolucjonistów udających się w nieudany szaleńczy pościg za samolotem, z drugiej strony mamy zaś sprytnych i zachowujących zimną krew Amerykanów. W innej scenie scenorys fikcyjnej produkcji – rysunki przedstawiające m.in. statki kosmiczne – potraktowane zostały niemalże jak „koraliki i paciorki”, którymi można przekupić „dzikich”, widzimy bowiem rewolucjonistów zatrzymujących i oglądających je z zainteresowaniem, podczas gdy bohaterowie pokonują ostatnie etapy swej ucieczki. 

Wspomniany wyżej brak irańskiej perspektywy ma kluczowe znaczenia dla odbioru Orientu w „Operacji Argo” i dla spełnienia przez niego tożsamościowej roli. Co prawda, na początku filmu wspomniano wprost o tym, że to CIA w 1953 roku przeprowadziło zamach stanu wymierzony przeciwko demokratycznie wybranemu premierowi Iranu, a w ciągu filmu pojawiają się wypowiedzi dotyczące wspierania szacha Mohammada Reza Pahlawiego przez Waszyngton, jednakże faktyczna rola Stanów Zjednoczonych nie została przedstawiona wprost. Dla współczesnego widza, nie mającego pełnej świadomości roli USA w dziejach Bliskiego Wschodu po II Wojnie Światowej, postawa Irańczyków odbierana jest jako irracjonalna, a żądania wydania szacha jako przejaw barbarzyństwa, któremu Zachód po prostu nie mógł się podporządkować. Sposób przedstawienia Amerykanów w filmie – poprzez wyraźny kontrast wobec dzikiej masy – pozwolił natomiast poczuć ich rodakom dumę ze swojego państwa i z jego „bohaterskich” służb specjalnych. 

Należy jednak zauważyć, że sposób kreowania Orientu w „Operacji Argo” różni się od orientalizmu opisanego przez Saida – ten wiązał się bowiem się z faktyczną (administracyjną, wojskową, etc.) dominacją Zachodu nad Wschodem. O takiej samej dominacji nie można mówić w sytuacji, gdy Orient wprost wyraża antyzachodnie nastroje, gdy zajmuje ambasadę USA, gdy posiada własny program nuklearny, itp. Sukces filmu „Operacja Argo” oraz dość jednoznacznie pozytywna reakcja zachodnich krytyków uświadamiają jednak, że kreowanie mitów i budowanie nastrojów społecznych opartych na dychotomii Wschód-Zachód (czego przykładem jest wspomniana wyżej „oś zła”) jest w dalszym ciągu atrakcyjne i zarazem skuteczne.


k.królikowska

poniedziałek, 24 listopada 2014

trumna dla autora

         Roland Barthes - Francuz, krytyk literacki, pisarz XX wieku. W ciągu swego życia zszedł z drogi radykalnego strukturalisty i stał się radykalnym poststrukturalistą, stąd jest czołowym przedstawicielem obu tych kierunków. W 1968r. napisał postulat, pt. "Śmierć autora", który następnie został umieszczony w artykule o tym samym tytule. 
         Czy w wyżej wymienionym postulacie chodzi o śmierć w znaczeniu dosłownym, cielesnym? Nie. Chodzi w nim o śmierć w znaczeniu przenośnym, bowiem według Barthes'a, twórcą tekstu, jego autorem jest, o dziwo, nie osoba, która ów tekst napisała, ale sam czytelnik, który dzięki własnej interpretacji staje się ojcem, twórcą, kreatorem. Dlaczego? Bo co prawda, autor tworzy dzieło, jego świat przedstawiony, ale to czytelnik rozwija myśl, którą autor mu tylko podsunął, zarysował w dziele. Tak naprawdę każdy odbiorca tworzy inną, indywidualną historię. Powody, dla których autor coś tworzy, jego intencje, przeżycia, biografia nie mają żadnego znaczenia, ponieważ między czytelnikiem, a autorem zachodzą jedynie relacje językowe, a nie prywatne, międzyludzkie. Dlatego właśnie pytanie "Co autor miał na myśli?" jest bezsensowe i bezzasadne. Mogę śmiało postawić wiec tezę, że rzeczywiście, w dzisiejszym świecie możemy mówić o śmierci autora. Autor umiera, bo nie jest potrzebny do interpretacji. Dziś liczy się to, co zawiera dany tekst, a nie nazwisko, które go napisało, podobnie jak miało to miejsce w  średniowieczu. Można zaryzykować stwierdzeniem, że autor z piedestału artysty spada do rangi rzemieślnika, tu można przytoczyć przykład kowala, który tworzy miecz - zrobił on broń, ale to od kupca zależy, czy będzie ona służyła do walki, czy będzie ozdobą na ścianie.
         Pisząc o śmierci autora trzeba wziąć pod uwagę także konsekwencje, które się z nią wiążą. Z tych pozytywnych mogę wymienić przede wszystkim rozwój człowieka, poprzez swobodne interpretowanie tekstów, skupienie czytelnika na tekście, myślenie o tym, co się czyta, możliwość miliona różnych interpretacji, bez obawy o tzw. nadinterpretację. Z taką wolnością czytelnika wiążą się jednak także negatywne strony. Przez indywidualną interpretację tekstu, bez najmniejszej wiedzy o autorze, czy tym, co go posunęło, do napisania takiego, a nie innego tekstu, może dojść do niepełności interpretacji. Może nam w tekście ciągle czegoś brakować, a nie będziemy wiedzieli tak naprawdę czego, dopóki, np. nie przeczytamy faktu, że autorowi tekstu, który właśnie interpretujemy, niedawno zdechł pies. To samo się tyczy szybkiego tracenia zainteresowania czytanym tekstem, gdy nie zdajemy sobie sprawy z nakładu emocjonalnego, którego autor mu nadał. Konsekwencje mogą iść o wiele dalej - przyjmijmy, że autor piszący o rewolucji bardzo ucierpiał uczestnicząc w takowej, a my czytając jego książkę na temat rewolucji, pod wpływem własnych interpretacji i domysłów, możemy uznać dzieło za próbę zachęcenia do rozpętania własnego buntu.     Przykładem negatywnej konsekwencji może być interpretacja "Wesela" Wyspiańskiego - bez wiedzy o historii naszego kraju, nie moglibyśmy w pełni zrozumieć dzieła, gdyż jest ono bardzo mocno związane z wydarzeniami, w których brał udział autor i ma wiele nawiązań do sytuacji z lat jemu ówczesnych.
         Przykładem pozytywnej konsekwencji zaś, może być książka "Mały książę" A. de Saint-Exupéry'ego, która przy każdym ponownym jej przeczytaniu nabiera innych barw, można ją na inny sposób interpretować. Każdy może w tej książce znaleźć coś, co pasuje do jego historii, czy do sytuacji, w której się obecnie znajduje.
         Artykuł "Śmierć autora" można uznać niejako za bunt przeciwko strukturalizmowi. Dlaczego bunt? Ze względu na to, że jednym z zagadnień bezpośrednio związanych ze "śmiercią" autora były "narodziny” czytelnika, którego zadaniem była twórcza, indywidualna, wolna interpretacja przeczytanego dzieła, a także czytelnictwo nastawione na "przyjemność tekstu".  
         Pomimo wcześniej wspomnianych negatywnych konsekwencji, można stwierdzić, że teoria "śmierci autora" jest aktualna i powszechnie przyjęta. Ludzie lubią być niezależni, alternatywni i indywidualni, a ta teoria im to wszystko zapewnia.

D. Zadrożna


poniedziałek, 17 listopada 2014

Simulacrum jest wśród nas, naprawdę



          Symulakry i symulacja to najbardziej znane dzieło Jeana Baudrillarda, książka została wydana w 1981 roku i  przetłumaczono ją na kilkanaście języków. Francuski filozof uważa, że rzeczywistość nie istnieje według niego zanika różnica między tym co realne a tym co fikcyjne; istnieją jedynie hiperrzeczywiste znaki, które obrazują rzeczywistość przez co nie można poznać natury świata. Według Baudrillarda  nowoczesny podział oparty na przeciwieństwach: prawda- fałsz, skutek- przyczyna, przedmiot- podmiot nie istnieje. Postaram się przybliżyć teorię symulakrów, przede wszystkim skupię się na dwóch ostatnich porządkach przedstawionych w Precesji symulakrów.


1. Pojęcie symulakrum

          Baudirillard żeby dać możliwość zrozumienia nowo powstałego terminu symulakrum porównuje go do chorego, symulującego chorobę tzn. wywołującego objawy bliskie zjawiskom rzeczywistym. Według francuskiego filozofa symulować - to udawać, że ma się coś, czego się nie ma. Symulakry to kopie, imitacje zmieszane z rzeczywistością tak doskonale, że często trudno odróżnić co jest prawdą, a co nie. Symulakrum można określić zjawiska czy procesy, naśladujące rzeczywistość, a czasami produkujące własną jej wersję. 


2. Fazy

Fazy początkowe
          Istnienie fazy porządku symbolicznego można zauważyć od antyku gdzie dokładnie naśladowano otaczający świat do aż końca średniowiecza, polegała ona na odbiciu rzeczywistości- pokazaniu jej takiej jaka jest. W późniejszym okresie wyłania się I faza symulakrum, która zniekształca obraz, ma to miejsce od renesansu do epoki industrializmu. Można to przede wszystkim zauważyć w malarstwie romantycznym, a obecnie w reklamie.

II faza symulakrum
          Początków drugiej fazy symulakrum można szukać od industrializmu do lat 50. XX w. według Baudrillarda mamy do czynienia z II fazą w momencie kiedy obraz przesłania brak większej rzeczywistości. Obraz w tej fazie udaje, że jest zjawiskiem, sam autor określił, że należy do kręgu magii. Dobrze ukazane jest to w serialu telewizyjnym Muminki, (1959) opowiada on o fikcyjnej rodzinie porównywanej do hipopotamów lub trolli. Oglądając bajkę odbiorca dostrzega jak została w niej zakrzywiona rzeczywistość, kontakty między bohaterami jak i zachowania są identyczne jak w życiu realnym, jednak wygląd bohaterów odbiega od rzeczywistości.

III faza symulakrum
          III faza symulakrum pokazuje obraz, który nie ma związku z rzeczywistością- hiperrzeczywistość. Dobrym przykładem może być serial- w 2008 roku powstaje wzorowany na kolumbijskiej telenoweli obraz BrzydUla. Głównym wątkiem serialu są losy Uli Cieplak, niezbyt urodziwej, ale za to inteligentnej i błyskotliwej dziewczyny. Telewidzowie śledzili przez ponad rok jej życie, często utożsamiali się z nią, tracąc granicę między tym co rzeczywiste, a tym co fikcyjne. W dodatku na potrzeby osiągnięcia większego sukcesu producenci serialu zdecydowali się na wydanie książki- pamiętnika głównej bohaterki, postaci nierealnej. Odbiorcy serialów zżywają się z kreacjami tworzonymi przez aktorów do tego stopnia, że potrafią w nie wierzyć. W tym momencie granica się zaciera, a hiperrzeczywistość zlewa się z rzeczywistością.

3. Ponowoczesność to symulakrum?

          Można uznać, że ponowoczesność według francuskiego filozofa to świat symulakrów. Angielski socjolog Mike Featherstone pisał: Według Baudrillarda to właśnie rosnący, gęsty i nieprzerwany strumień wszechobecnych obrazów we współczesnym świecie popchnął nas ku jakościowo nowemu społeczeństwu, w którym zaciera się rozróżnienie na rzeczywistość i obraz, a życie codzienne podlega estetyzacji: to świat symulowany, czyli kultura postmodernistyczna 
          Symulacja według Jeana Bauderillarda nie prowadzi do niczego dobrego, pokazuje raczej to, że rzeczywistość zanika, a zastępuje ją hiperrzeczywistość. Symulacja maskuję różnicę między fałszywym, prawdziwym.


E. Nowatcińska 

Bibliografia: 
Jean Baudrillard: Symulakry i symulacja. Przeł. Sławomir Królak. Wyd. Sic!, Warszawa 2005 

Mike Featherstone: Postmodernizm i estetyzacja życia codziennego. Przeł. Przemysław Czapliński i Jacek Lang, 1996, w: Ryszard Nycz (red.), Postmodernizm. Antologia przekładow, Wydawnictwo Baran i Suszczyński, Kraków.