niedziela, 14 grudnia 2014

Soft porno dla (i nie tylko) mamusiek

          Telewizja i media w największym stopniu są w stanie kształtować światopogląd człowieka XXI w. Niewielu ludzi ma świadomość takiego stanu rzeczy. Nie wiadomo co w zasadzie jest gorsze: życie w niewiedzy czy zapoznanie się z problemem. John Fiske w książce Zrozumieć kulturę popularną w rozdziale Przyjemności twórcze pisze o tym w jaki sposób teksty popkultury wpływają na człowieka oraz jak to się dzieje, że dają mu przyjemność. Roland Barthes stworzył jouissance (przyjemność wysoka), zaś Fiske skupił się na przyjemności codziennej związanej z popkulturą zwaną plaisir.
          Chciałabym zobrazować teorię Fiske'a na przykładzie kontrowersyjnej książki 50 twarzy Greya. Lektura jest skierowana przede wszystkim do kobiet młodych jak i dojrzałych. Niestety mój romans z książką nie należał do udanych  i nie byłam w stanie przeczytać całej trylogii ponieważ tekst charakteryzują nudne dialogi i brak jakiejkolwiek estetyki. Jednak patrząc przez pryzmat zachowania mojej mamy jestem w stanie ukazać wpływ tego popkulturowego zjawiska jakim jest Greyomania  na społeczność kobiet w wieku ok 40 lat. 50 twarzy opowiada historię znajomości Anastasi Steel i Christiana Greya przeradzającą się w płomienne, przesiąknięte seksem uczucie. Nie bez przyczyny w znanej księgarni 50 twarzy Greya znalazły się na półce poradników rodzinnych. Przez trzy tomy czterdziestoletnia czytelniczka zżywa się z bohaterką, jest zła z powodu jej wyborów lub jej współczuje.


       John Fiske wyróżnia dwa znaczenia, które mają za zadanie sprawić odbiorcom  dzieła popkulturowego przyjemność. Znaczenia adekwatne, mają na celu obejmować siłę dominacji i oporu. Siłę dominacji przedstawia postać Christiana, mężczyzna jest typowym samcem alfą- zaborczy i rzeczowy. Opór wynikać może w jego stosunku do kobiet; Pan- bo tak każe do siebie mówić, traktuje kobiety jak towar na półce. Zachowanie Christiana można więc uznać za seksistowskie. Wspomniany seksizm wprowadza ze sobą znaczenia funkcjonalne, mimo tego że książka erotyczna jest fikcją w tym wypadku pokazuje skrawek prawdy. W życiu codziennym kobiety stykają się z chamstwem i brakiem szacunku, dzięki temu wątkowi niektóre czytelniczki mogą się utożsamiać z główną bohaterką.
          Patrząc na moją mamę i inne odbiorczynie dostrzegam, to że kobiety czytają 50 twarzy Greya na wielu płaszczyznach, wg Fiske'a przedstawione przeze mnie czytelniczki zawierają więc z tekstem kilka sojuszów. Wspomniane sojusze ulegają zmianie, która zależy od danego skupienia uwagi. Ja studiuję kulturoznawstwo więc interesuję się odbiorem książki przez społeczeństwo; obserwowałam moją mamę, która czekała z wypiekami na twarzy na premierę ostatniej części trylogii Pięćdziesięciu odcieni. Z mojej strony wynika sojusz akademicki ponieważ patrzę na moją rodzicielkę oraz inne kobiety, zastanawiam się nad fenomenem 50 twarzy itp. Nie twierdze, że jakaś część bezpośrednich odbiorczyń  również  nie rozmyśla o tej książce z dystansem. 
      Z drugiej strony sama jestem kobietą dlatego w jakimś stopniu rozumiem potrzebę literatury erotycznej na żeńskich półkach- jest to przykład sojuszu związanego z tzw. oglądaniem od wewnątrz. 
      Ostatni sojusz polega na swoistym utożsamieniu się z bohaterami, a w tym wypadku z bohaterką. I tu świetnym przykładem są owe czterdziestolatki, które z niedowierzaniem i ciekawością śledzą perypetie Anastasi. Przemysł ubraniowy szybko się zorientował, że trylogia owładnęła kobiecymi umysłami, w związku z czym  na swojej stronie umieścił body dziecięce inspirowane erotyczną książką. 

www.etsy.com

         Od czasu premiery bestseller jest obecny w mediach, wpływ na to ma również film, który niedługo ukaże się w kinach. Tekst 50 twarzy Greya może dawać przyjemność wynikającą z tworzenia znaczeń funkcjonalnych i adekwatnych oraz sojuszy społecznych, które są nieodłącznym składnikiem odbioru popkultury poprzez Fiske'a.

E.Nowatcińska


sobota, 6 grudnia 2014

Wyśpiewać wspólnotę

W dziele zatytułowanym Wspólnoty wyobrażone Benedict Anderson dokonuje demaskacji pojęcia narodowości, udowadniając czytelnikowi kulturowy wymiar tego, co dotychczas traktowane było jak zupełnie naturalne i niepodlegające modyfikacjom. Mimo iż swoją argumentację buduje on głównie na przykładach obydwu Ameryk, dynastii Habsburskiej, Turcji czy Związku Radzieckiego, postaram się udowodnić, że Polska nie stanowi wcale wyjątku i z powodzeniem postrzegać ją można w opisanych przez niego kategoriach.

Naród jako wspólnota wyobrażona

            Zdaniem Andersona dwa główne systemy poprzedzające samą narodowość to wspólnota religijna (wytwarzająca się m.in. dzięki wertykalnemu pojmowaniu czasu) i monarchia dynastyczna (granice poddaństwa zamiast granic w rozumieniu fizycznym). Autor definiuje naród jako „wyobrażoną wspólnotę polityczną, wyobrażoną jako nieuchronnie ograniczoną i suwerenną”[i].
  • ·    wyobrażona jest z uwagi na fakt nieistnienia realnej szansy poznania osobiście wszystkich jej członków
  • ·     ograniczona, ponieważ – bez względu na liczebność – zajmuje skończony obszar
  • ·    korzeni jej suwerenności szukać należy w ideałach Oświecenia i Reformacji, wykluczających hierarchiczność monarchii dynastycznych, postulujących oddanie władzy w ręce ludu
  • ·    i wreszcie – wspólnotę stanowi ze względu na poziomy układ solidarności, akceptowany mimo niemożliwych do uniknięcia nierówności społecznych.

Czy można jednak współcześnie odnieść przedstawioną przez niego teorię do kraju, w którym żyjemy?  

Polska jako wspólnota wyobrażona

            Nie wiadomo, czy proces twórczy Sławomira Świerzyńskiego poprzedziła lektura opublikowanych kilka lat wcześniej Wspólnot wyobrażonych. Wiadomo za to, że prześledzenie pozornie błahego tekstu jednego ze szlagierów zespołu Bayer full owocuje zidentyfikowaniem w nim śladów wytwarzania narodowości w sensie, w jakim pisał o niej Anderson.

A rano kiedy słońce jeszcze śpi
To wtedy zaśpiewamy ja i ty
Bo wszyscy Polacy, to jedna rodzina
Starszy czy młodszy, chłopak czy dziewczyna[ii]
I dalej:
A kiedy z Polski wyjechałeś gdzieś
To nawet po latach my rozpoznamy się

Bo wszyscy Polacy, to jedna rodzina
Starszy czy młodszy, chłopak czy dziewczyna[iii]

Już sam tytuł, „Wszyscy Polacy”, automatycznie zapewne uzupełniany przez każdego w myślach o dalszy człon „…to jedna rodzina”, dowodzi wykorzystywania mitu wspólnoty w rozmaitych dziedzinach życia, także w sferze muzyki disco-polo. Co więcej, piosenka obfituje w bezpośrednie zwroty do jej adresatów – Polaków, przepełniając ich nie tylko optymizmem czy beztroską, ale także, czego zapewne niewielu jest świadomych, konstruując obraz Polaków zjednoczonych, tolerancyjnych, zaprzyjaźnionych, związanych ze sobą tak silnie, że nawet rozłąka (w znaczeniu: emigracja) nie będzie w stanie sprawić, iż nie rozpoznają siebie nawzajem. Można byłoby więc, z przymrużeniem oka, pokusić się o stwierdzenie, że Świerzyński przeciwstawia wspólnotę Polaków wspólnotom Andersona, nobilituje ją – wszyscy Polacy znają się osobiście (wbrew aspektowi wyobrażenia), w dodatku ich zażyłość odporna jest na wszelkie zewnętrzne czynniki i obowiązuje bez względu na aktualne miejsce pobytu: skoro Polak Polaka wszędzie rozpozna, to i wielka polska rodzina nie zna granic (wbrew zasadzie ograniczoności).
            Drugi z przykładów także stanowi piosenka. Postanowiłam przytoczyć jej tekst ze względu na fakt, że grono odbiorców to w tym przypadku zwykle dzieci w wieku przedszkolnym lub wczesnoszkolnym. Jak przekonuje Majka Jeżowska:

Wszystkie dzieci nasze są:
Basia, Michael, Małgosia, John

(…)
Wszystkie dzieci nasze są:
Borys, Wojtek, Marysia, Tom,
niech małe sny spełnią się dziś
wyśpiewaj marzenia, a świat
będzie nasz!
[iv]
I dalej:
Nie jesteś sam,
nasza piosenka ciągnie za rękaw,
podaj mi dłoń i z nami stań
nie ma dziś granic nasz dom
[v]

Skoro autorem tekstu jest Jacek Cygan, skoro słowa są polskie i skoro śpiewania ich w rytm melodii uczy się w polskich szkołach i przedszkolach, usprawiedliwionym wydaje mi się punkt wyjścia zakładający, iż przestrzenią, w której rozgrywa się cała ta idylla jest Polska właśnie. Naszewszystkie dzieci, a nasz dom – znów! – nie ma granic. Za dom uznać można kraj, owych „nas” za… wspólnotę właśnie. Trzymającą się za ręce i – co ważne – razem zdobywającą świat. Ponownie mamy do czynienia z wytwarzaniem i roztaczaniem wizji kraju nad Wisłą jako jednej, wielkiej rodziny pozostającej ze sobą w bliskich relacjach; jako miejsca po brzegi przepełnionego wzajemną tolerancją. Polska Basia obok zagranicznego Michaela, Małgosia obok Johna – dla dorosłego odbiorcy brzmi to jak kosmopolityczna harmonia narodowości i ras (choć o nich wprost nie ma mowy). Po prostu nierealnie.

            Założenia Andersona nie są, bynajmniej, uwięzione w sztywnych ramach jego teorii, przeciwnie – towarzyszą nam, Polakom, w miejscach, w których najmniej, o ile w ogóle, byśmy się ich spodziewali: na festynach, w dyskotekach czy przedszkolach. Pojawiają się na naszej drodze już w okresie dzieciństwa i nie opuszczają z biegiem lat. Popularyzowane choćby poprzez muzykę, powszednieją na tyle, że na co dzień nie poddajemy ich analizie. A kiedy już to zrobimy, okazują się świetnie wpisywać w pewne współczesne dyskursy.


Aleksandra Kumala




[i] Benedict Anderson, Wspólnoty wyobrażone, Wydawnictwo Znak, Kraków 1997, s.19.
[ii] Bayer full, Wszyscy Polacy, sł. Sławomir Świerzyński.
[iii] Ibidem.
[iv] Majka Jeżowska, Wszystkie dzieci nasze są, sł. Jacek Cygan.
[v] Ibidem.