W wydanej w 1989 roku „Nowoczesności i Zagładzie” Zygmunt Bauman, opierając się nie tylko na dotychczas powstałych, naukowych opracowaniach, ale także korzystając z możliwości spojrzenia na badany przez socjologów problem Zagłady z perspektywy personalnego doświadczenia swojej żony (książka pt. „Zima o poranku. Wspomnienia dziewczynki z warszawskiego getta” Janiny Bauman), dochodzi do wniosku, dzięki któremu w ówczesnym myśleniu o Zagładzie dokonuje się – znaczący po dziś dzień – zwrot. Na tle stanowisk traktujących ją jako wydarzenie przynależne wyłącznie historii narodu żydowskiego (przykładem bojownika o żydowskość Zagłady jest Henryk Grynberg) czy też przypisujących ją grupie patologii zjawisk społecznych, głos Baumana odbija się głośnym echem, wyrażając coś zupełnie dotąd niespotykanego. Pozwala on sobie bowiem na stwierdzenie, iż Zagłada może, ale nie musi wydarzyć się ponownie. Nie musi, ponieważ nie jest paradygmatem nowoczesności. Może, ponieważ pewne umożliwiające Holokaust parametry nie uległy zmianie.
Kluczową dla zrozumienia istoty tegoż dzieła wydaje mi się być Baumanowska metafora świata jako ogrodu i człowieka jako ogrodnika, który dąży do zagospodarowania otaczającej go przestrzeni w myśl ściśle określonych wizji i porządków. Zasada jest nader prosta – pozbycie się chwastów. Bez względu na to, czy usuwane będą one w sposób systematyczny, za pomocą określonych preparatów, czy też wyrywane w szale, cel stanowi ich usunięcie. W ogrodzie III Rzeszy nie było miejsca dla Żydów, a kiedy okazało się, że ani cywilizowane metody (wysiedlenia), ani publiczne, porywcze akty antysemityzmu (Noc Kryształowa) nie przyniosły oczekiwanych efektów, znaleziono inne, ostateczne rozwiązanie. Maszynę eksterminacji wprawiło w ruch wyobrażenie Hitlera, ale sprawność jej działania zapewniło połączenie określonych procesów ideologicznych ze środkami technicznymi i jednocześnie zawodzącą siecią politycznych mechanizmów kontroli. Innymi słowy wszystko to, co składa się na… współczesny model społeczny.
Dowód na to, że nowoczesność nie jest, bynajmniej, wolna od podobnych, zgubnych w skutkach aktów umotywowanych ideologicznie, stanowią zajścia, które miały miejsce latem 2014 roku w północnej części Iraku. Tamtejszymi „ogrodnikami” byli islamscy fundamentaliści, chwastami zaś – chrześcijanie. Dewastacja klasztoru św. Jerzego czy grobów proroków Jonasza i Seta przywodzi na myśl wydarzenia Nocy Kryształowej, zaś oznaczanie domów literą „N” (jak Nazarejczyk) przyrównać można do noszonych na przedramionach opasek z gwiazdą Dawida. Jeśli przyjąć, że wzorcowy model irańskiego ogrodu określiła wprowadzona po obaleniu Saddama Husajna konstytucja, staje się jasne, dlaczego doszło do antychrześcijańskich rozruchów – w świetle jej zapisów islam to religia państwowa, tym zatem, którzy nie uznają boskości Allaha, odmawia się prawa do funkcjonowania, a wręcz egzystowania w tamtejszym społeczeństwie.
W publikacji pt. „To nie jest region dla chrześcijan. Exodus wyznawców Chrystusa na Bliskim Wschodzie” Aneta Wawrzyńczak zauważa, że coraz częściej także ludność cywilna ulega anarchistycznym wpływom radykałów, pozwalając sobie na kradzieże czy gwałty. Bauman zwracał uwagę – w odniesieniu do genezy zmiany taktyki zastosowanej w przypadku zagospodarowywania ogrodu nazistowskiego – na krótkotrwałość emocji, niemożliwość powielania ich i nikłą efektywność, jednak w obliczu ukonstytuowania prymatu islamskiej religii niewykluczone, iż monopol na stosowaną póki co przez skrajnie radykalne kręgi, ale i pojedynczych członków społeczności, przemoc uzyska państwo; wówczas sytuacja różnowierców może pogorszyć się jeszcze bardziej – już teraz zmuszani są do opuszczania zamieszkiwanych terenów i koczowania w obozach dla uchodźców czy lasach, pozbawiani dorobku a nawet – w brutalny, bestialski wręcz sposób – życia. W opisywanym przez Wawrzyńczak braku reakcji Zachodu odnajdujemy również echa bierności jako jednego z elementów, które umożliwiły, czy też w znacznym stopniu ułatwiły dokonanie się Holocaustu.
Poczynione w „Zagładzie i Nowoczesności” spostrzeżenia znajdują więc odzwierciedlenie w rzeczywistości, którą zwykło oddzielać się od świata sprzed 1989 roku, a co dopiero od koszmarnego dla ludzkości okresu II wojny. W przypadku Hitlera można było mówić o obsesji rasowej segregacji, w przypadku dzisiejszego społeczeństwa zaś można, moim zdaniem, mówić raczej o czymś na kształt bezwarunkowego odruchu segregującego (nie tylko, o czym już wspominałam, rasowo). Sam ten fakt należy zatem, w ślad za Baumanem, uznać nie tyle za przesądzający, ile niepokojący. Gdyby ludzkość była samochodem stojącym na światłach, przez szybę nie widzielibyśmy światła zielonego – oznaczającego zakończony proces cywilizacyjnego postępu, ani też czerwonego – oznaczającego jego absolutne fiasko; postawiłabym raczej na światło pomarańczowe – oznaczające, że wciąż jeszcze jesteśmy gdzieś pomiędzy jednym a drugim. I nie powinniśmy utracić czujności.
Aleksandra Kumala
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz